czwartek, marca 08, 2012

Ekonomia getta (2)

Czytam.
*
 “Co szło z getta?

Dzielnica żydowska objęła dawne centrum handlowe miasta – hurtownie i składy, hurtowe składy manufaktury, tekstylne i galanterii wszelkiego rodzaju. Tam został przemysł metalowy (naczynia, narzędzia, drobne maszyny rzemieślnicze), składy blachy i drutu; surowce chemiczne, środki lecznicze i kosmetyka. Księgarnie wreszcie. (...)

Poza tym szło przez mur wszystko, co nie dało się zgryźć i strawić w getcie: dobytek biedoty, przepych zrujnowanych bogaczy i łachy zdarte z trupów.

Proces realizacji szmuglu w pieniądz i pieniądza w taki czy inny byt nie ominął nikogo. Każdy był ogniwem w tym łańcuchu.

Pięknoduchy czyste w swej nieświadomości – bo odsunięte dalej od muru – brzydziły się getciarstwem.

Inni ze względów 'ideowych' gorszyli się i wzdychali: 'Boga się nie boją – wstydu nie mają – Żydom pomagać? A żeby to tak nas spotkało – czyby który z nich nam pomógł – chciałbym wiedzieć!'. (...)
Mówiono także z zazdrością o getcie: ptasiego mleka im brak – czego tam nie ma – czego tam nie ma – czego tam nie ma – sklepy się załamują od wszystkiego. Domorośli ekonomiści uzupełniali: przez to u nas taka drożyzna – przecież tam taniej niż tu.

Mimo pozorów nadmiaru i obfitości – szmugiel nie starczał na wyżywienie getta. Masy pozbawione były pracy i zarobku. Masy marły z głodu. Tylko w getcie widzialo się ludzi spuchniętych jak wory mąki albo ludzi o nogach i rękach czerwonych, przeźroczystych i cienkich jak wyssane cukierki. Wyli bez słów, słaniali się bez głosu. Całe rodziny półżywe leżały w skwarze – czy w mróz, na stosach zgarniętego lodu; syczały przy chodnikach, wyciągając ręce – jak kłębowiska wężów. (...)

Dowożono i spędzano za mur niewymordowane resztki z prowincji – cienie nędzarzy w łachmanach, z wlokącymi się w błocie betami“.

Ludwik Hering, Ślady, Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2011, s. 37-42.