Bieda i brak wiedzy. Wtedy dzieją się rzeczy straszne [FRAGMENTY WYWIADU]
"(...) Joanna Berendt: Dopiero co aresztowano matkę z
Hipolitowa, która podejrzana jest o zamordowanie szóstki swoich dzieci i to
niestety tylko jedna z kilku równie drastycznych historii, do których doszło na
polskiej wsi. Myśli pani, że okoliczności, w których te kobiety się znalazły,
mogły mieć wpływ na ich dramatyczne wybory?
Dr Anita
Kucharska-Dziedzic, Stowarzyszenie BABA*: - (...) [T]am, gdzie są bieda, brak
wiedzy i opieki społecznej z prawdziwego zdarzenia, gdzie nie dochodzi władza
sądów i urzędników, tam mogą się zdarzać najstraszniejsze rzeczy, w tym
morderstwa.Tam, gdzie ludzie są wykształceni, mają pracę i środki finansowe,
sprawy załatwia się inaczej. Kobiety nie mordują swoich dzieci, kobiety po
prostu nie decydują się na te dzieci.
Na czym polega więc ta różnica między miejskimi a wiejskimi ośrodkami?
- Im większa
prowincja, im mniejsze środowisko, tym mniejsza możliwość wyboru życiowego
przez kobietę. Jeżeli w domu nie wpojono jej przekonania, że dużo zależy od
niej, że powinna się kształcić, pokończyć szkoły i zdobyć zawód, który pozwoli
jej utrzymywać się i decydować o sobie samej, to jest skazana na łaskę świata,
np. mężczyzny albo opieki społecznej, która co miesiąc rzuci jej stówkę na
chleb dla dzieci.
Te kobiety żyją w potwornym braku wyboru, są wręcz ubezwłasnowolnione brakiem
wiedzy, wykształcenia, pracy...
Biorą to, co dostają od życia, a najczęściej niestety nie dostają dobrych
rzeczy.
Ale dotyczy to tylko kobiet mieszkających na wsi? Mężczyzn nie?
- W
mniejszych środowiskach kobietom jest niewątpliwie ciężej. Kobieta mieszkająca
w mieście, bez przygotowania zawodowego, wykształcenia, nawet jeżeli straci
pracę na kasie w jednym hipermarkecie, to może pójść do innego. A co zrobi
kobieta na wsi? Gdzie znajdzie tę pracę? A to właśnie ta praca i niezależność
finansowa są kluczowe dla uzyskania władzy nad swoim życiem. Jeżeli chcemy coś
zmienić, to musimy stawiać na edukację dziewczynek, żeby one też mogły same
kiedyś o sobie decydować.
W porządku, ale matka z Hipolitowa nadal mogła zdecydować o oddaniu tych
dzieci. Proponowała jej to pracownica opieki społecznej, która zorientowała się
w maju, że kobieta jest w ciąży.
- Pytanie
więc, dlaczego się na to nie zdecydowała. Można powiedzieć za Sokratesem, że
głupota warunkuje zło. Jeżeli by wiedziała, jakie ma możliwości, może byłoby
inaczej. A może już się przyzwyczaiła, że dużo łatwiej udawać, że problemu nie
ma, wrzucając po prostu dziecko do
stawu i licząc na to, że nikt nigdy się nie dowie. Łatwiej, bo w naszym kraju
oddanie dziecka oznacza potępienie społeczne.
I na wsi pewnie jeszcze większe niż w mieście.
- Im
mniejsze środowisko, tym większa stygmatyzacja. Na wsi jest najgorzej, bo
wszyscy wszystkich znają i każdy każdego obserwuje. W większych ośrodkach
miejskich jest większa anonimowość, rodziny nie mieszkają w tych samych
mieszkaniach od pokoleń i sąsiadka nie opowie ci, co wyrabiała jeszcze twoja
babcia. Nie ma tej permanentnej inwigilacji. (...)
"Niezaradna życiowo, problemy z alkoholem, żyje z opieki
społecznej" - tak matka z Hipolitowa została opisana przez pracowników
opieki społecznej.
- Ten
problem z alkoholem z czegoś się bierze. (...) Alkohol i inne używki to forma
ucieczki. Piję, żeby zapomnieć, że piję - mówi stary żart. Możliwe, że dla tej
kobiety alkohol czy związki z mężczyznami były próbą poradzenia sobie z ciężką
rzeczywistością - zapomnienia o tym, jaka ona jest nieciekawa i znalezienia
kogoś, kto by się zajął nią i jej dziećmi. W tej sprawie możemy jedynie gdybać.
Z całą pewnością możemy co najwyżej powiedzieć o syndromie wyuczonej
bezradności - czyli przekonaniu kobiety, że sama w życiu nie da sobie rady.
Jak to
"sama"? A gdzie w tym wszystkim jest mężczyzna?
- W małych ośrodkach mężczyzna musi być, gdyż częściej jest jedynym źródłem
dochodu i utrzymania rodziny. Kobieta nawet jak pracuje, to najprawdopodobniej
nie zarobi tyle, aby utrzymać siebie i dzieci. I często jest gotowa nawet
zdecydować się na przemoc, aby nakarmić dzieci - mężczyzna może i bije, ale
przynajmniej przynosi pieniądze, za które można kupić dziecku bułkę. W
naszym systemie kulturowym rola ojca jest bardzo niejasna. Często, kiedy mówimy
o przerywaniu ciąży, to mówimy, że zrobiła to kobieta. I gdzie w tym jest
miejsce na mężczyznę? Często słyszymy, że kobieta dokonała aborcji, bo bała
się, że nie poradzi sobie z wychowaniem dziecka. I znów - gdzie jest w tym
ojciec tego dziecka? Zwróćmy jednak uwagę, tam gdzie jest bieda, tam matka musi
dbać o swoje potomstwo sama. Mężczyźni mają taką tendencję, aby wraz ze swoimi
żonami czy partnerkami porzucać także swoje dzieci. Jak odchodzą, to przestają
na nie łożyć. (...) [W] tej
historii partnerzy stali się zupełnie anonimowi. Tymczasem jeżeli im się
urodziło dziecko, to są w tym samym stopniu odpowiedzialni za to, co się z nim
dzieje, jak matka. Zawsze w pierwszej kolejności jesteśmy skłonni obwiniać
kobietę. Parę lat temu inna kobieta też zdaje się mordowała swoje dzieci i
pakowała je w beczki. I tylko ona została surowo osądzona, bo sąd uznał, że
mężczyzna mógł o niczym nie wiedzieć. Ale jak to możliwe, że ktoś się nie
orientuje, że coś takiego się wokół niego dzieje?!
Pani wie, że
ten pan czy ci panowie z Hipolitowa też będą tłumaczyć, że o żadnym dziecku nic
nie wiedzieli.
- Tak i pewnie też nie wiedzieli, że z tą kobietą współżyli, że od
współżycia można zajść w ciążę, a z ciąży rodzą się dzieci... Jest niestety
niepokojąco liczna grupa mężczyzn, którzy nie odczuwają żadnej
odpowiedzialności za swoje czyny, zwłaszcza jak te czyny kończą się urodzeniem
dziecka.
A co to jest
za logika, jak ta mieszkańców Hipolitowa, którzy przez lata odwracali wzrok od
kobiety, która co jakiś czas mocno przybierała na wadze, a potem w magiczny
sposób wracała do normalnej figury?
- To niestety jest obowiązujący model w tym kraju. Po pierwsze nie wtrącać
się, udawać, że nic się nie widzi, bo potem można powiedzieć, że nic się nie
wiedziało i jesteśmy niewinni. (...) [J]eżeli dzieje się zło, to zazwyczaj mamy
kata, ofiarę i świadka. I ofiara wymaga od świadka, aby jej pomógł, kat wymaga
od świadka, żeby się nie wtrącał. Jeżeli świadek się nie wtrąca, to współgra z katem. I to
jest społeczna odpowiedzialność. Czy świadek jest osobą moralnie obojętną jako
osoba, która tylko przygląda się wyrządzanemu złu czy też ma obowiązek także
reagować? (...)
-------------------------------------------------------------------
* Dr Anita Kucharska-Dziedzic jest szefową Stowarzyszenia BABA. Pracownicy fundacji i wolontariusze BABY jeżdżą po wsiach, aby pomóc kobietom, które padają ofiarą przemocy w rodzinie. O swojej pracy mówi tak: - Nie można pojawić się we wsi pod sztandarem: pomagamy ofiarom przemocy, bo nikt by do nas nigdy nie przyszedł. Jeździmy więc np. z księgową i ogłaszamy, że pani księgowa za darmo będzie sprawdzać legalność umów telefonicznych albo z prawnikiem, który ma sprawdzać kwestie dziedziczenia. Dajemy ludziom inny pretekst, aby do nas przyszli, a potem w trakcie rozmowy wszystko wyciągamy. Najskuteczniejsze jest jednak zostawienie informacji w lokalnym sklepie, że np. w szkole w pobliskim miasteczku będzie dyżur prawnika, psychologa, radcy zawodowego etc. Natomiast jest zawsze grupa, która nigdy do nas nie przyjdzie. To grupa kobiet, które boją się tak bardzo, że ktoś się dowie o ich sytuacji, że nie szukają nawet pomocy. Albo tak bardzo nie wierzą, że mogą otrzymać pomoc, albo że ta pomoc będzie skuteczna”.
* Dr Anita Kucharska-Dziedzic jest szefową Stowarzyszenia BABA. Pracownicy fundacji i wolontariusze BABY jeżdżą po wsiach, aby pomóc kobietom, które padają ofiarą przemocy w rodzinie. O swojej pracy mówi tak: - Nie można pojawić się we wsi pod sztandarem: pomagamy ofiarom przemocy, bo nikt by do nas nigdy nie przyszedł. Jeździmy więc np. z księgową i ogłaszamy, że pani księgowa za darmo będzie sprawdzać legalność umów telefonicznych albo z prawnikiem, który ma sprawdzać kwestie dziedziczenia. Dajemy ludziom inny pretekst, aby do nas przyszli, a potem w trakcie rozmowy wszystko wyciągamy. Najskuteczniejsze jest jednak zostawienie informacji w lokalnym sklepie, że np. w szkole w pobliskim miasteczku będzie dyżur prawnika, psychologa, radcy zawodowego etc. Natomiast jest zawsze grupa, która nigdy do nas nie przyjdzie. To grupa kobiet, które boją się tak bardzo, że ktoś się dowie o ich sytuacji, że nie szukają nawet pomocy. Albo tak bardzo nie wierzą, że mogą otrzymać pomoc, albo że ta pomoc będzie skuteczna”.
*
2 Comments:
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Skąd ten wywiad na „blogu ekonomicznym”? Otóż kiedy go czytałem, myślałem sobie m. in., że to jest gotowe studium przypadku o Amartyi Sena koncepcji capabilities, a także o zjawisku „stłumienia aspiracji”, osłabiającym wiarygodność subiektywnych miar poziomu życia, na które stawiają zwolennicy economics of happiness . I tym razem nie chodzi o Indie...
Prześlij komentarz
<< Home