sobota, czerwca 02, 2007

Podstawy ekonomii (3) (o Stanach i Szwecji)

Przygotowując się do spotkania ze studentami o gospodarce Stanów Zjednoczonych i Szwecji, zajrzałem do statystyk: w długim okresie tempo wzrostu Produktu Krajowego Brutto per capita w Szwecji i w Stanach Zjednoczonych wyniosło - odpowiednio - 2,35% i 2,25% (dolary Geary'ego-Khamisa, lata 1950-2000 [1]). Różnice nie są wielkie. Wygląda na to, że - zupełnie różnymi metodami (w powszechnej świadomości Szwecja jest symbolem gospodarki "socjalistycznej", a Stany - gospodarki "liberalnej") - społeczeństwa mogą osiągać podobną efektywność gospodarowania.

Obraz zmienia się, kiedy zabieramy się za „sprawiedliwość”, czyli podział dochodów, majątku, szans na „dobre życie” itp. Co prawda przeciętna długookresowa stopa bezrobocia w Szwecji i w Stanach wynosiła - odpowiednio - 5,5% i 5,7% (lata 1985-2005) [2]. Ale już współczynniki Giniego dla Szwecji i Stanów Zjednoczonych na przełomie XX w. i XXI w. były równe – odpowiednio –0,25 i 0,37 (w Stanach o połowę więcej!).[3] A zatem pod względem „sprawiedliwości” Szwedzi biją Amerykanów na głowę! Co to znaczy "w praktyce"? No np. to, że stopa względnego ubóstwa w Szwecji w 2000 r. wynosiła 3,6%, a w Stanach 10,7%, z wszystkimi tego skutkami dla "równosci szans" i ludzkiego cierpienia.[4]

Dla pewności sięgnąłem jeszcze po dane o poziomie Human Development Index w Szwecji i w Stanach Zjednoczonych. Okazuje się, że np. w 2004 r. Szwecja zajmowała 2. miejsce na świecie, a Stany 8. miejsce na świecie.[5] (Jak wiadomo, HDI mierzy "ogólną szczęśliwość” społeczeństwa, bo jest średnią ważoną cząstkowych mierników zdrowia, mądrości i bogactwa, czyli średniej oczekiwanej długości życia (ang. life expectancy), wykształcenia i PKB per capita, :))...

No ale przecież Stany są bardziej „dynamiczne”, "oferują większe możliwości", "rozmach", itd., itp.?! Otóż, wbrew stereotypom, to kraje skandynawskie, w tym właśnie Szwecja, są bardziej innowacyjne niż Stany.[6] W dodatku - zdaje się - nie każdemu amerykański "rozmach" pasuje. Jak wiadomo, ekonomiści eksperymentalni grą "w ultimatum" [7] i podobnymi sposobami zdają się wykazywać, że tylko białym, młodym i zdrowym mężczyznom zależy na tym "rozmachu" (w trakcie eksperymentów to oni okazują się "liberałami"); a już ich kobiety są "socjalistkami" i zdecydowanie bardziej cenią sobie równość, bezpieczeństwo itp.[8]. (Punkt siedzenia określa punkt widzenia, :)?). A skoro już o „dynamice”, „możliwościach” i „rozmachu” mowa, do myślenia daje np., że na 100 000 mieszkańców w Szwecji przypada 78 więźniów, a w Stanach 724 więźniów.[9] A jednak o szkolną masakrę nadal daleko łatwiej w Nowym Jorku, niż w Sztokholmie.

Tak czy owak: warto przyglądać się gospodarkom Szwecji i Stanów Zjednoczonych. Warto, zwłaszcza jak się jest Polakiem, którego w 1989 r. nie pytali, czy Szwecja, czy Stany, czy może Kolumbia, :), tylko mu zafundowali transformacyjną traumę, o której - nota bene - jest post pt. "Który skrzywdziłeś człowieka prostego..."??? (zob. parę postów poniżej)...

-----------------
[1] http://www.ggdc.net/maddison/
[2] Dane OECD.
[3] Smeeding T.M. [2004] Public Policy and Economic Inequality: The United States in Comparative Perspective, Luxemburg Income Study Working Paper Series nr 367, luty. Pamiętasz jeszcze zimowe zajęcia o państwie, podziale dochodów i miarę nierównosci dochodów nazywaną współczynnikiem Giniego?
[4]Scruggs L., Allan J. P., "The Material Consequences of Welfare States: Benefit Generosity and Absolute Poverty in 16 OECD Countries," Luxembourg Income Study Working Paper Series, nr 409, kwiecień 2005, Tabela 1. Względne ubóstwo oznacza dochód mniejszy od 40% mediany dochodu do dyspozycji.(Mediana to liczba środkowa w zbiorze liczb. Połowa liczb jest od niej większa, a połowa mniejsza. Mediana bywa uznawana za lepszą od średniej arytmetycznej miarę wartosci przeciętnej, jeśli niektóre liczby w zbiorze bardzo różnią się od innych, co deformuje średnią).
[5] http://www.answers.com/topic/Human%20Development%20Index
[6] Zob. np. Compendium of Patent Statistics 2006, OECD i dotyczące różnych krajów „znormalizowane” dane o liczbie patentów (ang. triadic patent families), przypadających na miliard dolarów amerykańskich PKB lub na milion mieszkańcow.
[7] Pierwszy gracz proponuje konkretny podział dzielonej kwoty (np. dla mnie 99%, dla Ciebie 1%...). Partner może przyjąć tę propozycję (wtedy kwota zostaje rozdzielona zgodnie z „ultimatum” pierwszego gracza) lub ją odrzucić (pieniądze przepadają!). Eksperymenty pokazują, że - wbrew naiwnemu streotypowi homo economicus – ludzie nie są egoistami, lecz pragną „sprawiedliwości”, bo – grając w ultimatum” – rzadko proponują skrajnie nierówny podział i często „karają” egoistów odrzuceniem ich propozycji...
[8] Zob. np.: Andreoni, J., Vesterlund, L. [2001] Which is the fair sex? Gender differences in altruism, “Quarterly Journal of Economics”, nr 116.
[9] International Centre for Prison Studies (2006).

piątek, czerwca 01, 2007

Podstawy ekonomii (2) (o podstawach ekonomii)

G. zaprosił mnie i mój referat na konferencję robioną przez Katedrę Socjologii Ekonomicznej SGH na temat podobieństw i różnic metodologii ekonomii i socjologii. Było sporo ludzi m. in. z SGH i z Uniwersytetu Warszawskiego. Spotkałem także K., T., H. Ciekawe.

Dla mnie to była m. in. okazja, żeby jeszcze raz pomyśleć o ekonomii. No rzeczywiście, chyba jest tak, jak pisze Mark Blaug [1] (a w Polsce skutecznie pokazuje, co znamienne, polityk, a nie „praktykujący” ekonomista, Marek Borowski [2]). Otóż zdolność ekonomistów do sprostania wymogom Poppera, czyli formułowania praw naukowych i skutecznego wykorzystywania ich w celu prognozowania zjawisk gospodarczych, jest znikoma i nie jest nawet jasne, czy w ogóle przewyższa możliwości inteligentnego laika.

Co więcej, nawet z opisywaniem rzeczywistego stanu gospodarki miewają ekonomiści zupełnie podstawowe kłopoty. Na przykład, w 12. wydaniu swojego słynnego i niezwykle wpływowego podręcznika (ponad 4 mln sprzedanych egzemplarzy i 15 wydań w 41 głównych językach świata od 1948 do 1998 r.!) z 1985 r. jeden z największych autorytetów nowoczesnej ekonomii „głównego nurtu”, noblista Paul. A. Samuelson (wspólnie z Williamem. D. Nordhau sem) twierdzili, że Związek Radziecki od 1928 r. rozwija się szybciej od Stanów Zjednoczonych, Niemiec i Japonii. Jeszcze na rok przed upadkiem muru berlińskiego (sic!) w wydaniu 13 pisali: „Gospodarka radziecka jest dowodem, że - wbrew przekonaniom wielu sceptyków - socjalistyczna gospodarka nakazowo-rozdzielcza może nie tylko działać, lecz nawet rozkwitać" (zob. wydanie 13, s. 837). (Słówko "rozkwitać" zniknęło dopiero w 14. wydaniu Economics Samuelsona, Nordhausa:)) (zob. wydanie 14, s. 389).

A przecież sumienie ekonomistów obarczają grzechy jeszcze cięższe, w tym m. in. motywowana interesem ideologicznym i (lub) materialnym propagandowa indoktrynacja całych pokoleń w krajach realnego socjalizmu, w tym w Polsce. Na przykład, inny guru dwudziestowiecznej ekonomii Oskar Lange pisał w swojej popularnej swego czasu „Ekonomii politycznej”, że „dopiero socjalistyczny sposób produkcji umożliwia zastosowanie zasady racjonalności w skali całego gospodarstwa społecznego, czyli społeczno-gospodarczą racjonalność gospodarowania".[3] W innej zaś pracy Langego można znaleźć i takie słowa: „W pracy Stalina Ekonomiczne problemy socjalizmu w ZSRR z genialną prostotą i wnikliwością ujęte zostały charakter i natura praw ekonomicznych w warunkach socjalizmu: prawo koniecznej zgodności stosunków produkcji z charakterem sił wytwórczych i sposób działania tego prawa w socjalistycznym społeczeństwie, podstawowe prawo ekonomiczne socjalizmu oraz prawo planowego proporcjonalnego rozwoju gospodarki narodowej, rola produkcji towarowej i prawa wartości w warunkach socjalizmu, siły napędowe oraz wstępne warunki przejścia do komunizmu. (...) Dzięki pracy Stalina ekonomia polityczna socjalizmu stała się nauką o określonych podstawach, której główne pojęcia i prawa są ustalone.”[4]

Krótko mówiąc, mimo żonglowania matematyką, symulowania żargonu nauk ścisłych, przyznawanych sobie od 1969 r. nagród Nobla, ekonomistom bardzo daleko do osiagnięć przyrodoznawców. W efekcie wielu komentatorów – często słusznie – wyśmiewa napuszone wywody lokalnych autorytetów od przepowiadania koniunktury i kursów walutowych. Istnieje nawet cały ruch społeczny, którego celem jest m. in. obnażanie wad ekonomii „głównego nurtu” (wpisz np. hasło „post-autistic economics” w przeglądarkę google...[5]).

Jednak, z drugiej strony, G. ma przecież wiele racji, kiedy mówi, że Popper Popperem, a nauka nie polega tylko na prognozowaniu. Na przykład, pomyślmy o języku ekonomistów. Chodzi mi o ten dobrze znany studentom kończącym 1. rok studiów ekonomicznych na całym świecie zestaw terminów i klasyfikacji w rodzaju „rzadkości dóbr”, „wskaźnika cen konsumenta”, „wartości realnej” i „wartości nominalnej”, „kosztów transakcyjnych”, „popytu” i „podaży”, „równowagi rynkowej”, „kosztu alternatywnego”, „kosztów utopionych”, „korzyści skali”, „efektów zewnętrznych”, dóbr: „publicznych”, „wspólnych”, „klubowych”, „efektu gapowicza”, problemu „pana i sługi”, nadwyżki „konsumenta” i „producenta”, „asymetrii informacji”, „dóbr pożądanych i niepożądanych społecznie”, dóbr „pośrednich” i „finalnych”, „produktu krajowego brutto”, „kursu odpowiadającego parytetowi siły nabywczej”, „równowagi makroekonomicznej” („krótkookresowej” i „długookresowej”), „mnożnika”, „funkcji pieniądza”, bezrobocia „naturalnego” i „przymusowego”, „podatku inflacyjnego” czy „korzyści komparatywnych”. Itd., itp. (Ten słownik rozszerza się ciągle; czy wiesz np., co to znaczy „coopetition”?).
Co najważniejsze, mimo wszystkich swoich pomyłek, to właśnie dzięki temu językowi ekonomiści coraz zwięźlej i precyzyjniej opisują, wyjaśniają i analizują skomplikowany świat gospodarki. W dodatku te analizy miewają mimo wszystko – niekiedy - wielkie znaczenie praktyczne. W sposób oczywisty jest tak np. w przypadku polityki antymonopolowej (np.: Czy Microsoft zostanie w końcu podzielony, czy nie zostanie podzielony?) i analizy kosztów i korzyści (np.: Czy warto w tym akurat miejscu wybudować to gigantyczne lotnisko, czy nie warto?).

A że prognozy ekonomistów są do bani? Cóż, nie od razu Kraków zbudowano. Dawno, dawno temu, jeszcze przed Kopernikiem, przyrodoznawcy też zaczynali od języka... ----------------------------------------
[1] Zob. M. Blaug, The Methodology of Economics, Cambridge University Press, 1992 (polskie wydanie: M. Blaug, Metodologia ekonomii, PWN, Warszawa 1995) lub M. Blaug, The Problems with Formalism. Interview with Mark Blaug, „Challenge”, Vol. 41, No. 3, 1998, s. 35-45.
[2] Zob. np. M. Borowski, W oczekiwaniu na czarną owcę, „Gazeta Wyborcza” z 22 sierpnia 2007 r.
[3] Zob. O. Lange, Ekonomia polityczna, t. 1, PWN, Warszawa 1980, s. 217.
[4] Zob. O. Lange, Prawa ekonomiczne w świetle ostatniej pracy Józefa Stalina, w: Oskar Lange. Wybór pism, tom 1, Drogi do socjalizmu, PWN, Warszawa 1990, s. 405-6.
[5] Dla równowagi przeczytaj jednak również np. surową recenzję „biblii” ruchu post autistic economics, zatytułowanej The Crisis in Economics: the Post-autistic Economic Movement: the First 600 Days (London: Routledge), opublikowaną przez Davida Colandera w „The Journal of Economic Methodology” w czerwcu 2005 r.