wtorek, maja 30, 2017

Vera (Nabokow 2)

"Teatralne entree Wiery Słonim w życie Władimira Nabokowa odbyło się w Berlinie, późnym wiosennym wieczorem, na moście nad obsadzonym kasztanami kanałem. Nosiła czarną satynową maskę - by ukryć swą tożsamość albo ją potwierdzić, możliwe bowiem, że zauważyli się nawzajem na wcześniejszym balu, Wiera mogła też zainspirować się którymś z jego utworów. [Na pewno przynajmniej raz, jeśli nie częściej, zdarzyło się im przebywać w jednym pokoju. Emigrant Aleksandr Brajłow wspomniał szereg wieczorów literackich, na których obiecującego poetę otaczały młode kobiety, 'wiele z nich było dość otwarcie zainteresowanych Nabokowem. Była wśrod nich Wiera Słonim, którą potem Nabokow poślubił. (...)']. Nabokow mógł dostrzec niewiele poza parą dużych, roziskrzonych niebieskich oczu, 'delikatnymi ustami' (...), o których miał niebawem pisać, oraz grzywą puszystych, falujących włosów. Była szczupła, delikatnej budowy, miała przezroczystą skórę i zachowywała się po królewsku. (...) Są dowody, że to ona zaaranżowała spotkanie, Nabokow powiedział później siostrze, że tak było. (...) Wiera Nabokow, jeśli nie musiała, rzadko ujawniała szczegóły z prywatnego zycia. Lecz jeśli rzeczywiście to ona uganiała się za Nabokowem - jak mówiło się potem wśród emigrantów [Plotki głosiły, że Wiera napisała wcześniej do Władimira, prosząc o spotkanie, na którym pojawiła się w masce. Syn Nabokowów nie dowiedział się nigdy, jak poznali się jego rodzice. (...)] - tym bardziej można zrozumieć jej milczenie". 
*
A potem on płonącą czcionką: "Noc przepływała, atłasowe / Fale uniosły w ciszy martwej / Tej czarnej maski wilczy profil / I twoje usta delikatne".
*
"Tej czarnej maski wilczy profil"... "wilczy"... Zaiste: "Były to pod wieloma względami literackie zaloty", :). Polecam zwłaszcza upartym tropicielom piękna, które - zdarza się - kryje się w szczelinach między słowami: Stacy Schiff, Vera NabokovaPortret małżeństwa, przełożył Wojciech M. Próchniewicz, Twój Styl, Wydawnictwo Książkowe, Warszawa 2005.

Strangers in the night, two lonely people (Hopper 3)

NIGHTHAWKS (Jastrzębie nocą, 1942)

*
Nasycał obrazy pustką i brakiem nadziei. Malował obcość, samotność zespolonych wyłącznie interesem (np. ekonomicznym, seksualnym) anonimowych istot-trybów, zaludniających zmechanizowane kopce Wielkich Miast Białego Człowieka. W wywiadach mówił, że malował siebie. 

poniedziałek, maja 29, 2017

Kraków, 27-28 maja 2017 r.

sobota, maja 20, 2017

Z forum „Razem”: o marksizmie

Po pierwsze, uważam, że własność prywatna nadal jest bardzo skutecznym motorem rozwoju prywatnorynkowych gospodarek rozwiniętego świata. Dowodem jest ich tempo wzrostu gospodarczego. Po rewolucji przemysłowej w XVIII w. podniosło się ono od niemalże zera do około 0,5%, a potem przyśpieszyło w XIX w. do nieznanego w historii poziomu. Przez cały XX w. takie kraje jak USA, Niemcy, Francja, Japonia rosły w tempie rzędu 2% rocznie. W pierwszych latach XXI w. w zasadzie niewiele się zmieniło, mimo całego hałasu wokół słynnego credit crunch (oto np. dane OECD i Banku Światowego dla USA w latach 2000-2016, w %: 4,1; 3,3; 2,7; 1,8; -0,3; -2,8; 2,5; 1,6; 2,2; 1,7; 2,4; 2,6; 1,6). Dodam, że wbrew niektórym wykładniom marksizmu nie uważam, żeby ten - napędzany doskonaleniem technologii - rozwój był w jakimkolwiek sensie nieuchronny. W każdej chwili może on ulec zatrzymaniu, np. w wyniku wojny powszechnej.
Po drugie, nie przekonuje mnie opinia o wyzysku pracowników najemnych jako koniecznym skutku istnienia prywatnej własności środków produkcji. Takie marksowskie terminy jak „wartość” lub „wartość dodatkowa” za pomocą których opinia o wyzysku jest uzasadniana, uważam za pozbawione empirycznego znaczenia, co czyni je bezużytecznymi jako narzędzia analizy gospodarki. (Podobnie wady mają np. nazwy "krasnal" lub "utopiec", które również pozbawione są możliwych do zaobserwowania rzeczywistych odpowiedników). 
Po trzecie, myślę, że „społeczna własność środków produkcji” nie musi oznaczać zastąpienia własności prywatnej własnością wspólną. Sądzę, że na poziomie mikroekonomicznym własność prywatna przedsiębiorstw napędza gospodarkę, umożliwia ekspresję ludzkiej kreatywności i stanowi gwarancję autonomii jednostek m.in. w relacjach z państwem. Jednocześnie zaś demokratyczne państwo, kształtując instytucjonalne ramy gospodarowania, np. podatkami i zasiłkami sprawić może, że motor własności prywatnej działać bedzie w interesie wszystkich obywateli. Dodam jeszcze, że dominująca rola własności prywatnej nie wyklucza istnienia w gospodarce licznych spółdzielni i innych przedsiębiorstw będących własnością wspólną.
W ten sposób, myślę, społeczeństwo, poprzez swoje państwo, może władać gospodarką, przejmując także owoce jej działania. Oznacza to właśnie „uspołecznienie gospodarki”, choć w innym niż marksowski sensie. Dowodem długookresowej skuteczności tego procesu jest względnie niewielkie zróżnicowanie dochodów, majątku i szans na dobre życie obywateli w połączeniu z wysokim poziomem PKB per capita, Human Development Index, a także miar satysfakcji życiowej oferowanych przez economics of happiness.
Po czwarte, moim zdaniem w niektórych miejscach globu rozwój gospodarczy i społeczny doprowadził już do takiego „uspołecznienia środków produkcji”. Chodzi np. o „kraje nordyckie” (ufam, że prędzej czy później podobny scenariusz ziści się m.in. w Polsce). 

Izabela Brodacka Falzmann o Szkicach w "Gazecie Warszawskiej"

W Gazecie Warszawskiej” nr 31/2016 i w Internecie Izabela Brodacka Falzmann opublikowała ciekawą recenzję Szkiców o ekonomii w Polsce w latach 1949-1989 pt. SAMOCHODY LIDKI LANGE I POLSKA SZKOŁA EKONOMICZNA

piątek, maja 19, 2017

Z forum "Razem": o Oskarze Langem

K.S.: O ile się nie mylę, nawet czytany tu i przytaczany Oskar Lange, piewca gospodarki centralnie sterowanej i planowej (socjalistycznej), przyznawał, że gospodarka oparta na własności prywatnej i dążeniu do zysku jest znacznie bardziej efektywna.
M.I.: Wydaje mi się, że próbował pokazać iż tak nie jest (moim zdaniem średnio udanie), ale oczywiście chętnie poznam cytaty wpierające takie stwierdzenia.
Moim zdaniem - paradoksalnie - oboje macie rację. Lange przyznawał, że gospodarka oparta na własności prywatnej i dążeniu do zysku jest znacznie bardziej efektywna”. Na przykład, w lutym 1965 r. w znanym liście do Tadeusza Kowalika, swego byłego aspiranta z Instytutu Kształcenia Kadr Naukowych, podsumowując swoje doświadczenia z obcowania z nakazoworozdzielczą polską gospodarką, pisał:
„Polska jest zupełną prowincją … [w]arunki socjologiczne rodzą długotrwały marazm, rozwiązanie ‘wybuchowe’ nie ma widoków … Zmiany mogą przyjść od bodźców zewnętrznych, w wyniku pozostania w tyle zarówno za światem kapitalistycznym, jak i socjalistycznym”.
Przyznawał tym samym (to słowa Kowalika), „że nowy ustrój nie zabezpiecza przed długotrwałym marazmem. Że gwarantowana przez państwo wysoka stopa akumulacji i inwestycji (…) nie jest równoznaczna z wysoką dynamiką rozwoju gospodarczego, a tym bardziej kulturalnego. Że przemożną rolę odgrywać mogą, i to na dłuższą metę, ‘czynniki socjologiczne’. Są one zdolne do stworzenia takiej sytuacji, iż przełamanie marazmu (może, znaczy nie musi) przyjść z zewnątrz”.
Jednocześnie jednak ten uparty aparatczyk do końca śnił swe surrealne sny, ratując w ten sposób sens własnego, jak to za Don Patinkinem powtórzył Kowalik, „tragicznego” życiorysu. Ostatnią taką utopią Langego była opisana w pracy Maszyna licząca i rynek (1965) wizja „maszyny elektronowej”, która  zastąpi procesy rynkowe, nadając realnosocjalistycznej gospodarce efektywność i dynamikę i ratując ją w ten sposób przed wyrokiem historii. 
Pamiętam, że w mokotowskim mieszkaniu Kowalika na ścianie, obok portretu Kaleckiego,  wisiała wielka, czarnobiała fotografia powiększenie twarzy Oskara Langego.