czwartek, marca 08, 2012

Ekonomia getta (1)

Podobno Arystoteles był zdania, że nie da się uczyć młodzieży etyki, bo młodym ludziom brakuje doświadczenia życiowego, które jest niezbędne, żeby docenić ten przedmiot. Czytam Heringa.
*
“Getto żyło Warszawą – Warszawa żyła gettem. Każdy wiedział o tym, każdy z tego korzystał, prócz tych czystych, co korzystając, nie chcieli o tym wiedzieć. Warszawa żyła gettem jeszcze długo po jego śmierci – aż do własnego końca. Getto było sercem Warszawy. W ciągłym pulsowaniu przyjmowało i wydzielało poprzez wachy, mety, dziury – jak przez aorty, arterie tętnic i stukrotne rozgałęzienie żył, aż do naczyń włosowatych ożywiających najtajniejsze tkanki miasta. Przez przekupione wachy przy głównych wjazdach szedł szmugiel autami, wozami, wózkami i karawanami. Szedł szmugiel przez stałe “mety”: tajne przejścia aryjskich terenów przyległych do getta; szedł przez dziury w murze – wybijane i zamurowywane kilkanaście razy w ciągu jednej nocy; szmugiel przez kanały i rynsztoki pod murem; wreszcie szedł szmugiel przez zjeżony szkłem mur, którego każdy dowolny punkt na przestrzeni kilkudziesięciu kilometrów strzeżonego obwodu – pewnej chwili – za pieniądze, za ryzyko życia mógł być przekroczony.

Getto chłonęło wagony zboża, tony tłuszczu, mięsa i cukru; przez otwór w jednej cegle wlewano wygiętymi lejami mleko; przez dziurę po wyjęciu kilkudziesięciu cegieł wciskano żywą, klęczącą krowę albo krowę poćwiartowaną, rzezaną na miejscu rytualnie. Podawano najdroższe owoce, pomarańcze i winogrona – ryby i drób – i rybki drobne jak śmiecie, i ochłapy mięsa bez nazwy, smalec koński, który nigdy nie krzepnie i można go sprzedać za gęsi. Surowiec dla wielkich zakładów przemysłowych szedł przez wachy – wielcy przemysłowcy potrafili łatwo porozumieć się z dzierżawcą i zarządcą Niemcem. Dla chałupników podawano przez dziury porwane kosze trzcinowe na wyrób “ryżowych” szczotek, kity krowich ogonów na wyrób pędzli, których włos zdziera się po trzech użyciach, i wory drewnianych szpilek dla szewców, którzy przez dnie i noce wypukiwali złudzenie przetrwania”.

Ludwik Hering, Ślady, Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2011, s. 37-42.

Ekonomia getta (2)

Czytam.
*
 “Co szło z getta?

Dzielnica żydowska objęła dawne centrum handlowe miasta – hurtownie i składy, hurtowe składy manufaktury, tekstylne i galanterii wszelkiego rodzaju. Tam został przemysł metalowy (naczynia, narzędzia, drobne maszyny rzemieślnicze), składy blachy i drutu; surowce chemiczne, środki lecznicze i kosmetyka. Księgarnie wreszcie. (...)

Poza tym szło przez mur wszystko, co nie dało się zgryźć i strawić w getcie: dobytek biedoty, przepych zrujnowanych bogaczy i łachy zdarte z trupów.

Proces realizacji szmuglu w pieniądz i pieniądza w taki czy inny byt nie ominął nikogo. Każdy był ogniwem w tym łańcuchu.

Pięknoduchy czyste w swej nieświadomości – bo odsunięte dalej od muru – brzydziły się getciarstwem.

Inni ze względów 'ideowych' gorszyli się i wzdychali: 'Boga się nie boją – wstydu nie mają – Żydom pomagać? A żeby to tak nas spotkało – czyby który z nich nam pomógł – chciałbym wiedzieć!'. (...)
Mówiono także z zazdrością o getcie: ptasiego mleka im brak – czego tam nie ma – czego tam nie ma – czego tam nie ma – sklepy się załamują od wszystkiego. Domorośli ekonomiści uzupełniali: przez to u nas taka drożyzna – przecież tam taniej niż tu.

Mimo pozorów nadmiaru i obfitości – szmugiel nie starczał na wyżywienie getta. Masy pozbawione były pracy i zarobku. Masy marły z głodu. Tylko w getcie widzialo się ludzi spuchniętych jak wory mąki albo ludzi o nogach i rękach czerwonych, przeźroczystych i cienkich jak wyssane cukierki. Wyli bez słów, słaniali się bez głosu. Całe rodziny półżywe leżały w skwarze – czy w mróz, na stosach zgarniętego lodu; syczały przy chodnikach, wyciągając ręce – jak kłębowiska wężów. (...)

Dowożono i spędzano za mur niewymordowane resztki z prowincji – cienie nędzarzy w łachmanach, z wlokącymi się w błocie betami“.

Ludwik Hering, Ślady, Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2011, s. 37-42.

Ekonomia getta (3)

Czytam.
*
“Pod wieczór chmary dzieci, wychudzone, uszargane – otaczały wachy. Przygotowane na razy policjantów, pchały się ‘natrętnie’, ‘nachalnie’ i ‘bezczelnie’. Czasem, zmęczone oczekiwaniem, urządzały zbiorowy atak – rzucały się chmarą, przerywały konwój i przechodziły. Doskakiwały, odskakiwały – zmęczone, zachrypłe. Oganiały się przed złośliwością aryjskich rówieśników, przytrzymując troskliwie – jak ciężkie grona ziemi obiecanej – poły pełne użebranych ziemniaków i chleba. Bywało, że przed wejściem musiały wyrzucić owoc całodziennego trudu na stos pod murem i wejść bez niczego pod razami pałek (...). To byli przeważnie jedyni żywiciele rodzin.

Ludzie pozbawieni wyobraźni wspierali żydowskie dzieci: ‘Zawsze to dziecko’ – mówiono; zapominano, że z małego żydziaka wyrośnie dorosły parch”.

Ludwik Hering, Ślady, Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2011, s. 37-42.

Ekonomia getta (4)

“Ludwig Hering (1908-1984) pozostaje wciąż nieznany. Józef Czapski pisał: “Nie śmiem nazywać go moim uczniem, bo sam w swoim czasie zawdzięczam mu swoją wizję malarską”. Malarka Ludmiła Murawska, siostrzenica Ludwika, czuje się przez niego ukształtowana. No i Białoszewski. Hering był jego literackim guru. To on uświadomił 18-letniemu Mironowi różnicę między prawdziwa poezją a “fałszywym nabzdyczeniem”. On był później reżyserem i scenarzystą domowego Teatru Osobnego, tworzonego wraz z Murawską i Białoszewskim w mieszkaniu przy placu Dąbrowskiego”. (Z okładki – B. Cz.).

Ludwik Hering, Ślady, Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2011.